OKIEM OBECNEGO DYREKTORA – PANA WOJCIECHA SURMACZA.. CZYLI PRZESZŁOŚĆ, PRZYSZŁOŚĆ I TERAŹNIEJSZOŚĆ…

 

 

 

Pan Wojciech Surmacz – absolwent I Liceum Ogólnokształcącego im. Jarosława Iwaszkiewicza w Namysłowie (1985-1989), nauczyciel (01.09.1993 – 31.08.2005), a od 1 września 2017 roku dyrektor LO.

 

 

 

WYWIAD Z OBECNYM DYREKTOREM – PANEM WOJCIECHEM SURMACZEM:
-Uczęszczał Pan do tej szkoły, jako uczeń, czy spodziewał się Pan, że będzie kiedyś dyrektorem szkoły?

-Nie, myślę, że takich rzeczy nigdy nie przewidujemy w życiu.
-Ale jest Pan zadowolony z tego faktu?
-Tak na ten moment, jestem na pewno.
-Jak czuje się Pan po powrocie na jak sam Pan to ujął na rozpoczęciu roku „stare śmieci” i to na stanowisku dyrektora?
-Specyficznie, można powiedzieć, że jest to dla mnie swego rodzaju podróż w czasie. Znam te korytarze, toalety, salę gimnastyczną, te wszystkie zakamarki, a teraz spaceruję po nich będąc niejako w zupełnie innej sytuacji i w innym czasie, momencie swojego życia, więc jest to takie dość specyficzne doświadczenie.
-Jakie plany ma Pan na nowym stanowisku? Udział w konkretnych projektach? Może inny sposób na rozwój szkoły? Wiemy, że ma Pan zamiar doposażyć szkolną siłownię, co osobiście uważamy za bardzo dobry pomysł.
-Tak, jak już mówiłem waszym kolegom z samorządu, którzy byli tu wraz z profesorem Przemkiem Paradowskim, że jestem trochę idealistą, ale mam nadzieję, że ten idealizm jest jakoś ugruntowany w realnych aspektach życia. Marzy mi się taka amerykańska szkoła z filmów pod tytułem „Fajna szkoła z fajnym zapleczem”, więc boisko sportowe pasowało by jak najbardziej do mojej wizji i pewnie do waszych oczekiwań. Zaczynam faktycznie od sali gimnastycznej, konkretnie od siłowni, już właściwie w ten weekend zacznie się jej remont dotyczący ścian, posadzki, sufitów, dojdzie też doposażenie siłowni, czyli zakup odpowiedniego sprzętu, a w kolejnym czasie remont waszych sanitariatów na górze, czyli toalety prysznice, już w ferie zimowe zaczniemy ich remont. Mamy też plany dotyczące zarówno projektów jak i koalicji osób, które mogą pomóc nam w tym by zagospodarować boisko, żeby przestało ono być dosłownie łąką, a żeby stało się boiskiem z prawdziwym zapleczem sportowym.
-Więc widzimy, że plan ma Pan napięty…
-Może zbyt ambitny, ale mam nadzieję, że do realizacji. No i doposażenie sali komputerowej gdyż obecne komputery są już w miarę anachroniczne, ale to przy okazji jakiegoś projektu.
-Pytaliśmy nauczycieli, jak wspominają Pana zza różnych okresów życia. Może teraz odwrócimy pytanie i to Pan podzieli się z nami wspomnieniami z czasów nauki?
-To były najlepsze czasy mojego życia, że się tak wyrażę, z perspektywy moich 47 lat teraz. Chodząc po korytarzach tej szkoły mogę wam jedynie zazdrościć tego czasu, a trochę współczuję, że to jedynie 3 lata a nie 4, ja na przykład kończyłem 4-letnie liceum i było to było dla mnie niesamowite przeżycie, bo przychodząc ze szkoły podstawowej tak jak wy teraz ze szkoły gimnazjalnej do szkoły średniej, ja naprawdę stawałem się w jakiś sposób dorosły, naprawdę czułem tą zmianę. Z jednej strony dzieciak jeszcze, z drugiej już osoba dorosła. Pierwsze jakieś fajne, prawdziwe przyjaźnie, pierwsza platoniczna miłość, studniówka, którą przeżywałem jak cholera, buciki, które moja mama zrobiła dla mnie w fabryce obuwia. Kartki też wtedy były na masło, których odpowiednią ilość musieliśmy przynieść, aby studniówka się odbyła. Niektórzy profesorowie, których się baliśmy, a których jednocześnie szanowaliśmy, a ich szacunek był dla nas niesamowity. Przykładowo Pan Nowak, ojciec Pana Wojtka Nowaka, to była legenda, zresztą cała fizyka z Panem Antonim Nowakiem była niesamowitym przeżyciem, że mógłbym opowiadać o niej godzinami. Ale to był cudowny czas, jeśli chodzi o mnie i w szkole i poza szkołą, bo mieliśmy świetną paczkę, imprezowaliśmy, chodziliśmy na dyskoteki, jeździliśmy na wycieczki… No i robiliśmy fajne rzeczy, ja byłem jednym z współtwórców zarówno gazetki szkolnej jak i kabaretu, pisałem różne teksty, wygrałem konkurs poetycki wierszem „mundurki”.
-Wiemy, że w szkole jest jeszcze nauczyciel, który uczył również Pana. Jest to doktor Beata Nytko-Wołoszczuk. Jak wspomina ją Pan, jako swoją nauczycielkę?
-Pani Iwona Lechowicz również jest nauczycielką z tych czasów, lecz mnie nie uczyła. No, wtedy była to dla mnie wymagająca osoba, bo przejęła nas po Pani profesor Obrębskiej, aktywizowała nas do pracy a potem szybko stała się moją koleżanką, kiedy zacząłem tutaj pracować. A teraz jesteśmy partnerami w pracy a ja swojego stanowiska nie przekładam w ten sposób, by czuć się ważniejszym od innych nauczycieli, traktuję współpracę z innymi nauczycielami bardzo po partnersku, więc jestem z nimi, przynajmniej w moim przeświadczeniu kolegami i partnerami, mimo podziału jakichś ról.
-Pana profesora Tułę pytaliśmy o wspólne z Panem dyrektorem podróże, odesłał nas jednak do najstarszych górali. Może Pan podzieli się z nami jakimiś wspomnieniami?
-Z Panem Jarkiem stanowiliśmy taki nierozłączny duet, jeśli chodzi o wyjazdy z wiadomych pewnie powodów, wybieracie zawsze najmłodszych z grona z różnych pewnie powodów my w tym czasie z Panem Jarkiem taki duet młodych nauczycieli stanowiliśmy, poza tym, nie ukrywam, że wybierano nas pewnie też dlatego, że byliśmy tak zwanymi „luzakami”, oczywiście ten luz był w granicach określonych zasad i porządku. Tych wycieczek było dużo, bo pamiętam, że pewnego razu nawet 4 razy od września do października byliśmy w Karpaczu, więc śmialiśmy się z Panem Jarkiem, że dostaniemy honorowe obywatelstwo tego miasta. Bardzo miło wspominam ten czas, wyjazdy z Jarkiem i młodzieżą były bardzo fajnym przeżyciem.
-Jakie wspomnienie z tych wycieczek szczególnie zapadło Panu w pamięć?
-To jak Pan Jarek rozbił sobie głowę skacząc ze schodów i musieliśmy zaprowadzić go na pogotowie.
-Jak to się stało?
-Było to o tyle śmieszne, że Pan Jarek, pomimo swoich harcerskich zapędów pt. „luzak”, „spoko kolo” był poukładany i zasadniczy. Jako jedyny w grupie, która jednak szalała dość mocno rozbił sobie głowę.
-Czy możemy zadać pytanie jak układa się współpraca z gronem pedagogicznym?
-Oczywiście, że możecie, w końcu je zadaliście. Na ten moment bardzo fajnie, każda grupa jest specyficzna, uważam, że trzeba umieć ze wszystkimi rozmawiać, ja staram się uwzględniać fakt, że każdy jest inny, ma swoje przekonania przyzwyczajenia i ja ten fakt szanuję. Ale przy tych różnicach indywidualnych udaje się stworzyć taki fajny zespół, który wie, co robić i wie jak chce pracować, ja staram się po prostu im nie przeszkadzać, tylko ewentualnie staram się jakoś ich inspirować lub pomagać. Nie narzucam im niczego, chyba, że wynika to z jakichś konieczności natury prawnej. Aczkolwiek, mam taką zasadę w pracy: nie narzucam niczego nie staram się być jakimś dyktatorem tylko raczej partnerem dla innych nauczycieli. Myślę, że to zda egzamin.
-Oprócz historii skończył Pan też psychologię, czy studia te przydają się Panu w życiu?
-No myślę, że bardzo zwłaszcza w pracy z wami, z wcześniejszą grupą dzieciaków, z którymi pracowałem, z rodzicami, z nauczycielami… Niektórzy mówią, że matematyka jest królową nauk, a dla mnie jest nią właśnie psychologia.
– Czy ukończył Pan również studia prawnicze?
-Nie ukończyłem muszę się przyznać. Zakończyłem studia prawnicze na 3 albo 4 roku, już nawet nie pamiętam, rzuciłem je na rzecz psychologii, bo stwierdziłem, że prawo mnie po prostu nie kręci.
-Bardzo dziękujemy za wywiad i życzymy doprowadzenia do realizacji wszystkich pańskich planów na ten rok szkolny!

 

Jakub Grzyb i Magdalena Rachlak

Leave a Reply